Pierwsze dwie części “Listów do M.” były niekwestionowanymi hitami. Urocze historie świąteczne przyciągnęły do kin tłumy ludzi. Film swój sukces zawdzięcza również aktorom, którzy stworzyli cudowne postacie. Jedną z ulubionych przez widownie był radiowiec, w którego wcielał się Maciej Stuhr. Niestety, jak już wiadomo, w trzeciej części “Listów do M.” go nie zobaczymy.
Spekulowało się, że aktor nie zagra w świątecznym hicie przez inne zobowiązania zawodowe m.in. przez serial “Belfer”. Okazuje się, że są to fałszywe informację, bo powód nieobecności Stuhra w obsadzie jest zupełnie inny. Otóż aktor nie chciał grać w tym filmie. Zaskakujące? A jednak! W jednej z rozmów stwierdził:
“Miałem rozmowę z producentami „Listów do M.”, uważam, że pierwsza część była naprawdę przyzwoita i nie musimy się jej wstydzić. Teraz zamienia się to powoli w serial, z którego się troszkę wymiksowałem, bo brakuje mi tej odwagi. Ileż lat mam jeszcze siedzieć w tym studiu i mówić: „Oto przychodzą święta”. Ja mówię: wyrzućmy go.(…) Popatrzmy na brytyjskie komedie romantyczne, one są nieprawdopodobnie odważne. Jedna scena z „Love Actually”, gdzie jeden z bohaterów p…a inną bohaterkę, kręcąc film porno, właściwie widzimy ich całkiem nago i toczy się między nimi przeuroczy dialog. Takich scen w „Listach do M. 3” nie zobaczymy, ponieważ się boimy, boimy się wszystkiego”.
No cóż…Maciej ma prawo odmówić grania w filmie. Ma to szczęście, że może. To prawda, że pierwsza część była o niebo lepsza niż druga, ale nie zmienia to faktu, że i tak uwielbiamy ten film. W końcu mamy polski świąteczny film, który ogląda się z przyjemnością. W końcu coś może zastąpić Kevina!
A jeśli Maciej Stuhr chce coś ostrzejszego to może faktycznie to porno… Taki żarcik, no trochę suchy.
źródło: Youtube, Fakt.pl