Andrzej Kosmala przez 47 lat był menedżerem Krzysztofa Krawczyka. Łączyła ich jednak nie tylko praca, ale też wspólna pasja i prawdziwa przyjaźń.
Teraz menedżer udzielił wywiadu dla magazynu “Viva”, w którym wspomina Krzysztofa Krawczyka. Andrzej Kosmala ujawnił też zaskakującą informacją dotyczącą tego, co gwiazdor robił przed każdym koncertem.
Gdy zmarł ojciec wokalisty, Krzysztof Krawczyk był w wieku 16 lat. Po tej tragedii miał powiedzieć:
„Boże, zabrałeś mi ojca, więc nie ma Ciebie. Nie jesteś dobrem, nie jesteś miłością”.
Później, gdy Krawczyk był już znany, prowadził imprezowy styl życia. Wszystko jednak zmieniło się po poważnym wypadku, jaki miał miejsce w 1988 roku.
To stało się pod Buszkowem, na zakręcie śmierci, gdzie wcześniej zabili się Kobiela i żona Baszanowskiego. W bydgoskim szpitalu nie poznałem Krzysztofa i wyszedłem. A jak wróciłem, musiałem stać oparty o ścianę, żeby nie zemdleć. Tak miał zmasakrowaną twarz. Na drugi dzień powiedział przez zadrutowane zęby: „Dbaj o zespół, trzeba też kupić nowy samochód”. Pomyślałem wtedy, że wyjdzie z tej tragedii.
– wspomina Kosmala.
Jak twierdzi menedżer gwiazdora, po wypadku Krawczyk:
…wrócił do Boga po wypadku w Polsce. Nagrał wtedy płytę z Psalmami króla Dawida.
Polecamy: Czy syn Krzysztofa Krawczyka ma talent? Zobacz, jak śpiewa Krzysztof Igor Krawczyk!
I właśnie po nawróceniu Krzysztof Krawczyk, przed każdym koncertem robił coś, co dla wielu może być zaskoczeniem. Otóż modlił się z całym zespołem!
Wszyscy chwytali się w kręgu za ręce i modlili się. Krzysztof odmawiał jeszcze swoją modlitwę: „Pozwól nam, Boże, przynieść radość ludziom, dla których występujemy”. Wiele razy było tak, że przed koncertem padał deszcz. Wchodzili na scenę – przestawało padać; schodzili z niej – znowu zaczynało lać. Ktoś powie: przypadek, ale on wierzył, że to było Boże działanie.
– opowiada Andrzej Kosmala.
cały wywiad: viva.pl