Od 26 czerwca zwiększa się limit osób, które mogą robić zakupy w danym sklepie.
Jeszcze do wczoraj ten limit wynosił 1 osoba na 15 metrów. Teraz jest to 1 osoba na 10 metrów. Jednak do tego limitu nie wlicza się zaszczepionych. Tyle w teorii.
W praktyce, sklep o powierzchni 150 metrów kwadratowych mógł obsługiwać 10 osób, teraz może 15. Jednak jeśli do limitu nie wlicza się osób zaszczepionych, to oznacza, że na terenie sklepu takich osób może znaleźć się dowolna liczba osób.
Tak wyglądają aktualne obostrzenia, jednak branża handlowa uważa, że to fikcja. Rząd nie podał bowiem żadnych wytycznych, jak weryfikować zaszczepionych i nie zaszczepionych. Trudno sobie wyobrazić sytuację, by przed sklepem stał dodatkowo zatrudniony pracownik i sprawdzał certyfikaty szczepień czy kody QR. Choć być może jest to kwestia niedalekiej przyszłości.
Gdy w limitach osób nie było rozróżnienia na osób po szczepionce i niezaszczepionych, wiele sklepów stosowało proste rozwiązanie. Przed wejściem obowiązkowo trzeba było wziąć koszyk czy wózek, a obsługa dbała o to by ilość koszyków czy wózków odpowiadała limitowi klientów na dany sklep.
Być może część placówek handlowych wprowadzi jakieś modyfikacje tego rozwiązania z podziałem na zaszczepionych i nie zaszczepionych. Istnieje jednak obawa, że pojawią się zarzuty o segregację sanitarną, podobnie jak było to w Poznaniu [zobacz tutaj].
na podst. businessinsider.com.pl