Cały świat życie tragedią, jaka dotknęła himalaistę Tomasza Mackiewicza – Polak wraz z francuską himalaistką po zdobyciu szczytu Nanga Parbat utknęli w drodze powrotnej na wysokości ok. 7200. Kobieta w dalszą powrotną drogę wyruszyła sama i odnalazła ją polska ekipa ratunkowa. Tomasz nie był w stanie schodzić dalej, dopadła go ślepota śnieżna i nie było szans z nim się porozumieć. Polak został sam i niestety przez niesprzyjające warunki zaprzestano ryzykownej akcji ratunkowej.
Jednak jest szansa, że zostanie wznowiona!
Trwają próby zorganizowania powtórnie akcji ratunkowej dla Polaka, który utkwił na wysokości ok. 7200 m. Nie jest to prosta sprawa, bo jest kilka nadrzędnych punktów, które musza zostać spełnione, żeby mogła ona zostać zorganizowana. Gotowość zgłosiła polska ekipa himalaistów spod K2. Aby to się stało musza być spełnione takie warunki:
„Informacja od Adama i chłopaków: są gotowi iść ratować Tomka. Muszą być spełnione trzy warunki:
1. Helikopter musi ich wysadzić na wysokości 6500-7000 metrów.
2. Pogoda musi sprzyjać.
3. To musi się wydarzyć w ciągu 24 godzin”.
Ta wiadomość została wysłana przez Janusza Niedbałę, czyli menadżera Adama Bieleckiego (to on wraz z Denisem Urubko dotarł i uratował towarzyszkę wyprawy Tomka) do Michała Lisieckiego, który wraz z ojcem Mackiewicza i innymi osobami próbuje zorganizować ponowną akcję ratunkową dla Tomka.
Niestety są to trudne punkty do spełnienia – czas mija nieubłaganie, a na pogodę nie ma się żadnego wpływu.
W nocy temperatura, gdzie prawdopodobnie przebywa Polak mogła spaść do -60 stopni, co dla wielu jest równoznaczne ze śmiercią. Jednak zawsze jest nadzieja, że doświadczonemu himalaiście udało się przeżyć, w co nie wątpią najbliżsi Tomka.
Ojciec Mackiewicza wierzy, że jego syn żyje, bo już nieraz potrafił przetrwać nawet 6 dni w jamie śnieżnej i podświadomie czuje, że ta akcja ma sens i odnajdą jego syna żywego. W najbliższym czasie powinna paść decyzja, czy uda się jeszcze raz wyruszyć po Tomka i czy ma to sens.
źródło: eska.pl, instagram.com, wp.pl