Joanna Racewicz w wieku 36 lat została wdową. To wtedy jej mąż Paweł Janeczek zginął w katastrofie smoleńskiej.
10 kwietnia przypada 11 rocznica tego wydarzenia i Joanna Racewicz wystąpiła z zaskakującym apelem. Jak co roku spodziewa się różnych uroczystości:
Jutro, w jedenastą rocznicę, w poważnych garniturach i namaszczonych twarzach staną tu kolejne delegacje, żeby ozdobić groby tonami wiązanek. Aż kamieniom zabraknie powietrza. Staną w maskach panie i panowie i tylko oczy będą do upilnowania… Przyjdą – w imię potrzeby, czy powinności? Dla hołdu, czy polityki?
Jednak dziennikarka prosi:
Oszczędźcie Janosika [pseudonim Pawła Janeczek]. Nie zasypujcie go kwiatami. Proszę.
(…) Tyle razy powtarzałam tym, co płaczą po Janosiku, że – jeśli chcą ukłonić się Przyjacielowi – niech zabiorą na spacer Jego Syna. Na mecz, trening, lody. Zrozumiał jeden. Dzięki, Darek.
Jak mówi Joanna Racewicz, najważniejszym wyrazem pamięci jest jej i jej zmarłego męża syn – Igor:
Każdy ma swoje życie, ale prawdziwą i doskonałą pamiątką po zmarłych są ich dzieci, a nie granity na Powązkach. Dźwigać trumnę przyjaciela na ramieniu – wielka rzecz. Ale większa – zadbać o żywych. Są pomniki trwalsze, niż ze spiżu. Na wyciągnięcie ręki. Cudne i uśmiechnięte. Żyję dzięki jednemu z nich. Dziękuję, Synku. Idziemy w stronę światła.
– zapewnia Joanna.
Zobacz też: Gwiazda “Na dobre i na złe” rusza z nietypowym projektem. Czym jest Drużyna Miłości?