Salony kosmetyczne aby przyciągnąć tłumy pań pragnących poprawić swój wygląd zachęcają je ofertami co raz bardziej wymyślnych zabiegów. Na podobną ofertę skusiła się pewna Australijka. Amanda Coats przekonała się jednak na własnej skórze, że czasem lepiej dłużej posiedzieć w domu przed lustrem niż zaoszczędzić czas i udać się do kosmetyczki.
Brwi kobiety były jasne i bardzo rzadkie, co jej niezmiernie przeszkadzało. Postanowiła więc wybrać się do jednego z salonów kosmetycznych w Melbourne, w Australii, mając cichą nadzieję, że specjalistki zrobią z jej brwiami porządek i podejdą do tematu w profesjonalny sposób. Okazało się, że wizyta była najgorszą z decyzji jakie podjęła, ponieważ zupełnie nie spełniła jej oczekiwań.
Kilka godzin po zabiegu z jej brwiami zaczęło dziać się coś dziwnego. W okolicach brwi i czoła pojawiały się ślady, jak po poparzeniu i zaczęła schodzić skóra. Kobieta nie dość, że straciła resztę brwi, to czuła jakby jej cała twarz płonęła. Po wizycie u lekarza okazało się, że wdała się poważna infekcja. Kosmetyczka, która zajmowała się Amandą prawdopodobnie nie zmieniła rękawiczek po wcześniejszym zabiegu i w tych samych zajęła się kobietą. Ponadto według słów Australijki co chwilę wychodziła z gabinetu, co świadczy o braku profesjonalizmu.
Druga hipoteza jest taka, że bardzo możliwe iż Amanda była uczulona na krem, którym smaruje się brwi przed zabiegiem lub pigment i stąd taka, a nie inna reakcja organizmu. Kobieta przyznała, że jej oczy były tak napuchnięte, że nie była w stanie normalnie prowadzić auta, czy zaprowadzić dziecka do szkoły. Historia Amandy to dobra przestroga dla innych kobiet, aby wybierały tyko sprawdzone salony kosmetyczne, bądź chodziły do zaufanej kosmetyczki.
źródła: metro.co.uk, foto youtube.com