David Vetter urodził się w 1971 roku i całe swoje życie spędził zamknięty w sterylnej plastikowej bańce. Chłopiec przyszedł na świat z SCID, chorobą, która wywołuje ciężkie, złożone niedobory odporności. Lekarze nie dawali mu większych szans na przeżycie i od razu przenieśli do specjalnej kapsuły, ponieważ już niewielka ilość zarazków mogła przyczynić się do jego śmierci. Chłopczyk na przekór złym prognozom żył w swojej kapsule i zadziwiał cały świat!
O przypadku Davida rozpisywały się media na całym świecie, zyskał nawet przydomek, nazywano go “chłopcem w plastikowej bańce”. Tylko w niej czuł się bezpieczny, dzięki niej mógł żyć, a to było najważniejsze dla jego rodziców. Choroba jest na tyle przerażająca, że jakikolwiek kontakt fizyczny z kimś z bliskich mógł go zabić. Nie inaczej było w przypadku zabawek. Zanim trafiły do kapsuły musiały przejść kwarantanne i zostać wysterylizowane. Przypadkiem małego Amerykanina zajęła się NASA, która przygotowała dla niego specjalny skafander. Dzięki niemu mógł chodzić po dworze.
Chłopiec stawał się coraz większy, a rodzice robili wszystko, by zapewnić mu normalne życie. Próbowano różnych środków, aby wyleczyć go z tej przykrej przypadłości. Jedynym wyjściem z sytuacji okazał się przeszczep szpiku kostnego od siostry Katherine. Rodzice zgodzili się z propozycją medyków i po kilku tygodniach przeprowadzono zabieg. Kiedy wydawało się, że wkrótce David będzie cieszył się normalnym życiem jego stan zdrowia drastycznie się pogorszył. Tracił przytomność, wymiotował i zapadł w śpiączkę. Chcąc ratować jego życie lekarze wyjęli go z kuli. Niestety nie udało się mu pomóc i zmarł w wieku 13 lat. Sekcja zwłok wykazała, ze do jego śmierci przyczynił się przeszczep. Okazało się, że niewykrywalna ilość wirusa Epsteina-Barra ze szpiku siostry doprowadziła do infekcji organizmu.
źródła: thesun.co.uk, foto youtube.com