Historia Martina Pistoriusa z RPA to idealny scenariusz na film, a zarazem nadzieja dla rodzin, które borykają się podobnym problemem. Mężczyzna przez niemal 12 lat był w śpiączce i nie mógł nawiązać kontaktu z najbliższymi. Lekarze skazywali go na pewną śmierć i zakomunikowali rodzinę, że nawet jeśli przeżyje, to całe życie będzie wegetował przykuty do łóżka. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że czuje i rozumie co dzieje się wokół niego.
Wszystko zaczęło się 30 lat temu, kiedy 12-letni Martin wrócił ze szkoły. Chłopiec uskarżał się na ból gardła, miał również wysoką temperaturę. Kiedy trafił do szpitala jego stan dramatycznie się pogorszył. Żaden specjalista nie był w stanie mu pomóc, a on zapadł w śpiączkę, w której był przez 12 kolejnych lat. Chłopak został odesłany do domu, w którym miał spokojnie umrzeć. Wbrew wszystkim nie umarł. Czas płynął, a Martin ciągle żył. Mimo to lekarze nadal byli pewni swego twierdząc, że jego mózg jest na poziome kilkumiesięcznego dziecka.
Przez te wszystkie lata opieki nad synem podjął się jego ojciec. Woził go na rehabilitację, mył i karmił. Z czasem wszystko się zmieniło, a chłopak zaczął się wybudzać. Słyszał co się dzieje wokół min. to, że matka chciała aby umarł, widział swoje rodzeństwo i płakał w „głębi” kiedy jechali na wakacje, niestety nie mógł nic powiedzieć. Martin przyznał, że czuł się „uwięziony we własnym ciele”. Po 12 latach cierpień jeden z rehabilitantów dostrzegł, że 25-latek się uśmiecha kiedy wydaje mu polecenia. Mężczyzna został przebadany i okazało się, że jest w pełni świadomy i zdolny do komunikacji. Praca z rehabilitantami przyniosła efekty Martin „narodził się” na nowo.Nauczył się mówić i pisać, skończył uniwersytet. Dziś pracuje jako informatyk i jest szczęśliwym mężem pięknej blondynki o imieniu Joanna.
źródła: dailymail.co.uk, foto youtube.com