Jak ważna jest szybka reakcja przekonała się rodzina pewnej Amerykanki. 20-letnia Alani Murriety z Phoenix w Arizonie, która nigdy nie miała problemów ze zdrowiem i nigdy nie przebywała w szpitalu, o dłuższego czasu czuła się znacznie gorzej. Objawy, jakie u niej wystąpiły były typowe dla grypy. Miała wysoką gorączkę, cały czas kasłała, a jej organizm był bardzo osłabiony. Jednak na pewno nie przeczuwała, że choroba będzie mieć dla niej tak tragiczne konsekwencje.
Amerykanka wybrała się do lekarza, który przepisał jej leki, jednak okazało się, że zrobiła to zdecydowanie za późno. Zlekceważone dużo wcześniej symptomy choroby doprowadziły do groźnych powikłań. Stan jej zdrowia z godziny na godzinę uległ diametralnemu załamaniu. W nocy zaczęła kaszleć i pluć krwią, później doszły problemy z prawidłowym oddychaniem. 20-latka została zabrana do szpitala, jednak okazało się, że na ratunek było zdecydowanie za późno. Prześwietlenie wykazało, że kobieta ma zapalenie płuc w zaawansowanym stadium. Kilka godzin później pacjentka zmarła.
Lekarze robili wszystko co w swojej mocy jednak na ratunek było już za późno o czym poinformowała zrozpaczona siostra 20-latki. Rodzina dziewczyny, która osierociła dwójkę dzieci jest pogrążona w ogromnej żałobie, a śmierć córki, matki i siostry to dla nich bolesny cios.
kp
źródła: thesun.co.uk, foto youtube.com